Czas wszystko zabiera, czy tego chcesz, czy nie.
Czas wszystko zabiera, czas wszystko znosi.
A na końcu? Jest tylko ciemność.
Czasami znajdujemy innych w tej ciemności,
a czasami znów ich tam gubimy.
Stephen King
Czas wszystko zabiera, czas wszystko znosi.
A na końcu? Jest tylko ciemność.
Czasami znajdujemy innych w tej ciemności,
a czasami znów ich tam gubimy.
Stephen King
____________________
- Wybierasz się dziś do Hogsmeade? - zagadnęła Ginny podczas śniadania w Wielkiej Sali.
- Hogsmeade? Dziś? - Jak mogła to przegapić?
- Na jakim Ty świecie żyjesz, ogłoszenie wisi w Pokoju Wspólnym od tygodnia.
Hermiona zamyśliła się przez chwilę. Jeśli nie pójdzie do Hogsmeade, będzie miała jedyną, niepowtarzalną okazję do zwiedzenia Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Zostało jej niewiele eliksiru niewykrywalności, więc lepiej nie ryzykować krzątania się po lochach, podczas gdy wszyscy uczniowie będą w budynku. A przecież musi wypełnić misję. Musi odnaleźć tajemniczy składnik dla Dumbledore'a. Nie okłamuj się, po prostu liczysz, że go tam spotkasz...
- Kompletnie zapomniałam. Bardzo mi przykro, Ginny, ale ostatnimi czasy mam spore zaległości z kilku przedmiotów. Zaplanowałam na dzisiaj powtórzenie wiadomości ze starożytnych run, eliksirów i obrony przed czarną magią. Nie ma mowy, żebym wyrobiła się ze wszystkim - odparła Hermiona. Po raz kolejny nie mogła wybaczyć sobie tego, że w żywe oczy okłamuje swoją przyjaciółkę.
- Powtórzenie... dobrze, zrób jak uważasz - powiedziała Ginny, odwracając wzrok. - Mam tylko nadzieję, że dziś w nocy zaszczycisz dormitorium swoją obecnością - dodała obojętnym tonem, nabijając na widelec kawałek bekonu.
Hermiona w jednej chwili poczuła nagły przypływ gorąca, a na jej policzkach pojawiły się duże, czerwone plamy. Wiedziała, że prędzej czy później rudowłosa wypomni jej ten wybryk, ale nie była w żaden sposób przygotowana na odparcie ataku. Spojrzała na przyjaciółkę. Spostrzegła, że Ginny wcale nie jest zła, nie ma do niej pretensji. Wręcz przeciwnie. Uśmiecha się.
- Nie musisz mi się tłumaczyć. Ufam ci i mam nadzieję, że wiesz, co robisz - dodała, widząc zmieszanie na twarzy Hermiony.
- Dzięki, Ginny - odpowiedziała i poczuła, jak wielki kamień z hukiem spada z jej serca. Zdała sobie sprawę, że jedyne, czego oczekiwała od swoich przyjaciół, to odrobina zrozumienia. Bo mimo iż kryła się pod twardą skorupą obojętności, tak naprawdę wciąż pozostawała tylko człowiekiem. Delikatnym płatkiem róży, która zadaje sobie ciosy własnymi kolcami. Potrzebowała osoby, która utwierdzi ją w przekonaniu, że nie popełnia błędu, bo sama do końca w to nie wierzyła. Ale jego obecność jej to wynagradzała. Przy nim czuła się doskonale. Chyba jeszcze nigdy, przy żadnym mężczyźnie, nie czuła się tak spełniona. I sama nie wiedziała, jaką szczególną cechę posiada Draco, co go wyróżnia. On po prostu... był. I to jej wystarczało. - Chyba wrócę dzisiaj później - dodała, uśmiechając się od ucha do ucha, a Ginny patrzyła na nią z niedowierzaniem. Na jej twarzy malowały się setki znaków zapytania.
- Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci powodzenia - odpowiedziała. - Ja już się z tym oswoiłam, ale lepiej nie wspominaj nic Ronowi - dodała pospiesznie, poklepując Hermionę po ramieniu. - Do zobaczenia wieczorem! - wstała i udała się w kierunku wyjścia, a jej buzię wciąż zdobił życzliwy uśmiech.
Ginny zdecydowanie miała rację. Ron na sam dźwięk imienia Draco robił się czerwony na twarzy, a jego dłonie natychmiast zwijały się w pięści. Nie będzie psuła mu humoru, zwłaszcza po ostatnim wydarzeniu na korytarzu. Na pewno uwierzył w cały spektakl, który tak realistycznie odegrała z Draconem. Na samo wspomnienie tamtej sytuacji uśmiechnęła się do siebie.
W Wielkiej Sali nie było już prawie nikogo. Wszyscy uczniowie jak najszybciej jedli śniadanie, żeby móc spędzić dużo czasu w Hogsmeade. Siedziała spokojnie przy stole, obserwując, kto zostaje w budynku. Gdyby ktokolwiek zobaczył ją w Pokoju Wspólnym Ślizgonów... nawet nie chciała o tym myśleć. Przez cały czas była dziwnie spokojna. To źle - stres potrafi dobrze zmotywować. Odrzucając od siebie wszystkie plusy i minusy spontanicznie podjętej decyzji, podniosła się z ławki i ruszyła w stronę potężnych drzwi Wielkiej Sali. Udała się prosto do swojego dormitorium.
- Dzięki, Ginny - odpowiedziała i poczuła, jak wielki kamień z hukiem spada z jej serca. Zdała sobie sprawę, że jedyne, czego oczekiwała od swoich przyjaciół, to odrobina zrozumienia. Bo mimo iż kryła się pod twardą skorupą obojętności, tak naprawdę wciąż pozostawała tylko człowiekiem. Delikatnym płatkiem róży, która zadaje sobie ciosy własnymi kolcami. Potrzebowała osoby, która utwierdzi ją w przekonaniu, że nie popełnia błędu, bo sama do końca w to nie wierzyła. Ale jego obecność jej to wynagradzała. Przy nim czuła się doskonale. Chyba jeszcze nigdy, przy żadnym mężczyźnie, nie czuła się tak spełniona. I sama nie wiedziała, jaką szczególną cechę posiada Draco, co go wyróżnia. On po prostu... był. I to jej wystarczało. - Chyba wrócę dzisiaj później - dodała, uśmiechając się od ucha do ucha, a Ginny patrzyła na nią z niedowierzaniem. Na jej twarzy malowały się setki znaków zapytania.
- Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci powodzenia - odpowiedziała. - Ja już się z tym oswoiłam, ale lepiej nie wspominaj nic Ronowi - dodała pospiesznie, poklepując Hermionę po ramieniu. - Do zobaczenia wieczorem! - wstała i udała się w kierunku wyjścia, a jej buzię wciąż zdobił życzliwy uśmiech.
Ginny zdecydowanie miała rację. Ron na sam dźwięk imienia Draco robił się czerwony na twarzy, a jego dłonie natychmiast zwijały się w pięści. Nie będzie psuła mu humoru, zwłaszcza po ostatnim wydarzeniu na korytarzu. Na pewno uwierzył w cały spektakl, który tak realistycznie odegrała z Draconem. Na samo wspomnienie tamtej sytuacji uśmiechnęła się do siebie.
W Wielkiej Sali nie było już prawie nikogo. Wszyscy uczniowie jak najszybciej jedli śniadanie, żeby móc spędzić dużo czasu w Hogsmeade. Siedziała spokojnie przy stole, obserwując, kto zostaje w budynku. Gdyby ktokolwiek zobaczył ją w Pokoju Wspólnym Ślizgonów... nawet nie chciała o tym myśleć. Przez cały czas była dziwnie spokojna. To źle - stres potrafi dobrze zmotywować. Odrzucając od siebie wszystkie plusy i minusy spontanicznie podjętej decyzji, podniosła się z ławki i ruszyła w stronę potężnych drzwi Wielkiej Sali. Udała się prosto do swojego dormitorium.
***
Leżała na łóżku, obracając w dłoni fiolkę z eliksirem niewykrywalności. Niepotrzebnie wypiła aż połowę, udając się do Wrzeszczącej Chaty. Teraz zostało jej około pół godziny, żeby móc przeszukać cały Pokój Wspólny Ślizgonów. Ale może coś rzuci jej się w oczy, może faktycznie coś odkryje. Pół godziny to przecież sporo czasu! Usiadła, przepełniona niewytłumaczalnym w żaden sposób entuzjazmem. Jeszcze przez chwilę przyglądała się fiolce, po czym wstała i wyszła z sypialni. W Pokoju Wspólnym panowała absolutna cisza. Pomieszczenie wyjątkowo nie było wypełnione dziesiątkami głosów, a powietrze było jakoś dziwnie lżejsze. Od czasu do czasu spokój mąciły trzaski dobiegające z kominka. Nigdy nie zastanawiała się nad tym, jak tu pięknie. Masz mało czasu. Potrząsnęła głową w prawo i w lewo, odkręciła maleńką buteleczkę i wlała do ust całą zawartość. Na całym ciele poczuła delikatne dreszcze i przez moment straciła równowagę. Utrzymała się jednak na nogach i pewnym krokiem, niewidziana przez nikogo, ruszyła korytarzem w kierunku lochów.
Od samego początku przebywania w tym miejscu czuła ciarki. Z podekscytowania, ze strachu i z zimna. Z murów zamku wydobywał się przenikliwy chłód. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, ale nie zwróciła na nią uwagi. Miała jeden cel, który musiała przecież zrealizować.
Szła przed siebie, nie przywiązując uwagi do mroku panującego w lochach. Zdecydowanie tu nie pasowała. Dopiero pod samym wejściem do pokoju Ślizgonów zdała sobie sprawę, że przez cały czas omijała jeden bardzo, ale to bardzo istotny szczegół...
- Czysta krew - wypowiedziała pewnym tonem, jednak drzwi ani drgnęły.
Skarciła się w myślach. Jak mogła zapomnieć o haśle? Spanikowana, zaczęła gorączkowo krążyć po lochach z miejsca do miejsca, próbując sobie przypomnieć dosłownie wszystko, co Dumbledore mówił o Salazarze Slytherinie. Być może dyrektor podał jej hasło między wierszami, przecież nie oczekiwałby od niej cudów. Azalia Sonusa, nieśmiertelność, błyskotliwość, zaufanie, szacunek. Dlaczego nagle nie potrafiła przypomnieć sobie ani słowa o Slytherinie? Oh, Hermiona, skup się! "Slytherin, Slytherin..." - powtarzała w myślach. - "Zagadkowy. Tak, Dumbledore na pewno użył tego słowa". Szkoda tylko, że w niczym jej to nie pomogło.
"Wspominał coś o jego umyśle... Moment, jak to było? Umysł jak diament... Tak, na pewno powiedział "diament". Diament, diament..." - zataczała coraz szersze koła i zamknęła oczy. Przestała odczuwać zimno. Pod wpływem nerwów jej ciało rozgrzał płomień niepewności.
"... jak diament..." - usilnie próbowała dobrać pasujące do słowa przymiotniki. Nie wiedziała właściwie, czy stwierdzenie Dumbledore'a na pewno jest hasłem, ale coś podpowiadało jej, że powinna iść w tym kierunku.
Od samego początku przebywania w tym miejscu czuła ciarki. Z podekscytowania, ze strachu i z zimna. Z murów zamku wydobywał się przenikliwy chłód. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, ale nie zwróciła na nią uwagi. Miała jeden cel, który musiała przecież zrealizować.
Szła przed siebie, nie przywiązując uwagi do mroku panującego w lochach. Zdecydowanie tu nie pasowała. Dopiero pod samym wejściem do pokoju Ślizgonów zdała sobie sprawę, że przez cały czas omijała jeden bardzo, ale to bardzo istotny szczegół...
- Czysta krew - wypowiedziała pewnym tonem, jednak drzwi ani drgnęły.
Skarciła się w myślach. Jak mogła zapomnieć o haśle? Spanikowana, zaczęła gorączkowo krążyć po lochach z miejsca do miejsca, próbując sobie przypomnieć dosłownie wszystko, co Dumbledore mówił o Salazarze Slytherinie. Być może dyrektor podał jej hasło między wierszami, przecież nie oczekiwałby od niej cudów. Azalia Sonusa, nieśmiertelność, błyskotliwość, zaufanie, szacunek. Dlaczego nagle nie potrafiła przypomnieć sobie ani słowa o Slytherinie? Oh, Hermiona, skup się! "Slytherin, Slytherin..." - powtarzała w myślach. - "Zagadkowy. Tak, Dumbledore na pewno użył tego słowa". Szkoda tylko, że w niczym jej to nie pomogło.
"Wspominał coś o jego umyśle... Moment, jak to było? Umysł jak diament... Tak, na pewno powiedział "diament". Diament, diament..." - zataczała coraz szersze koła i zamknęła oczy. Przestała odczuwać zimno. Pod wpływem nerwów jej ciało rozgrzał płomień niepewności.
"... jak diament..." - usilnie próbowała dobrać pasujące do słowa przymiotniki. Nie wiedziała właściwie, czy stwierdzenie Dumbledore'a na pewno jest hasłem, ale coś podpowiadało jej, że powinna iść w tym kierunku.
"Zimny, twardy..." - te dwa słowa kołysały się jej w umyśle niczym huśtawki na opuszczonym wesołym miasteczku. Ale przecież było jeszcze jedno słowo. Była pewna, że to właśnie ono jest kluczem do całej zagadki, jest co do tego święcie przekonana.
"Błyskotliwy!" - gwałtownie otworzyła oczy i pognała w kierunku wejścia do Pokoju Wspólnego. Przechadzając się po lochach, odeszła znacznie od wyznaczonego celu.
- Zimny diament - powiedziała, jednak drzwi ponownie nie otworzyły się.
"Zimny, twardy, błyskotliwy" - powtarzała uparcie w myślach.
- Twardy diament - oczekiwała z iskierką nadziei na potężny huk otwieranych drzwi. Ponownie się zawiodła. Nie ma innej możliwości.- Błyskotliwy diament - wyszeptała, będąc na skraju załamania. Początkowo nie stało się nic nadzwyczajnego, jednak po chwili drzwi otworzyły się z impetem, a Hermiona wślizgnęła się do pomieszczenia. Znała je. Dokładnie to miejsce widziała w swoim śnie na początku roku. Na tej samej kanapie siedziała z Draconem, a wokół nich utworzyła się niemała grupka ludzi. Podeszła niepewnym krokiem do kominka, z którego wydobywały się zielone płomienie. Zauważyła, że cegły wokół niego zdobione są dziwnymi detalami. Po chwili spostrzegła jednak, że owe detale znajdują się w całym Pokoju Wspólnym Slytherinu. Dotykała dłońmi wężowych ornamentów, które w sposób wręcz perfekcyjny oddawały klimat tego miejsca. Powoli podeszła do wielkiego okna, które na odległość przykuwało uwagę. Ozdobione potężnymi, zielonymi zasłonami, za swym obliczem ukazywało nic innego, jak jezioro. Wspaniałe, wielkie jezioro, które sprawiało wrażenie nieskończonego. Położyła dłoń na szybie i delikatnie przesunęła po niej palcem. Odwróciła się nagle; przecież nie po to tu przyszła. Zastanawiała się, w jaki sposób Salazar Slytherin mógł tu coś ukryć. W prawdzie Pokój Wspólny Ślizgonów był o wiele większy, niż Gryfonów, ale nie była sobie w stanie wyobrazić, żeby ktokolwiek mógł tu ukryć jakieś pomieszczenie. Bo przecież Dumbledore wspominał o pomieszczeniu. Rozglądała się badawczo, kiedy spostrzegła, że jej ciało zaczyna migotać, a jej skóra odzyskuje naturalną barwę. Zerwała się gwałtownie i wybiegła z Pokoju Wspólnego, by móc pozostać niezauważoną. Szata wlokła się za nią, jak gdyby wcale nie chciała opuszczać lochów. Przemierzała zimne korytarze, nie przyglądając im się zbytnio. Przecież prędzej czy później i tak tu wróci, nie ma innej możliwości. Gdy tylko zdążyła wydostać się z lochów, stanęła na chwilę, próbując złapać oddech. Jej głowa pochylona była w dół.
- Dlaczego nie jesteś w Hogsmeade, Granger? - zaskoczył ją czyjś przeraźliwie spokojny głos. Podniosła głowę do góry i poczuła, że jej nogi wrastają w ziemię.
- Musiałam zajrzeć do biblioteki, profesorze - odpowiedziała pospiesznie, nie patrząc Severusowi w oczy.
- To chyba nie po drodze - dodał, patrząc przenikliwie na uczennicę.
- Tak, tak, oczywiście, profesorze, ma pan rację - wydyszała zrezygnowana.
- Gryffindor traci przez ciebie dziesięć punktów, Granger - odrzekł oschle, po czym odwrócił się gwałtownie i odszedł, nie zadając więcej pytań. Gdy tylko koniec jego szaty zniknął za najbliższym zakrętem, Hermiona odetchnęła z ulgą. Wyjątkowe szczęście.
Gdy wróciła już do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, upadła ociężale na fotel przed kominkiem, uśmiechając się do siebie. W prawdzie nie znalazła jeszcze niczego i - jak zdążyła zauważyć - prędko tego nie znajdzie, ale czuła dumę. Odczytała wskazówkę, którą Dumbledore przekazał jej między wierszami, wślizgnęła się do Pokoju Wspólnego Slytherinu i zdobyła orientację. A udało jej się to w zaledwie pół godziny. Miała jeszcze dużo czasu do powrotu przyjaciół z Hogsmeade, poszła zatem do sypialni, zebrała z szafki wszystkie książki, które wzięła z biblioteki ostatnim razem i wyszła, by je oddać. Nie znajdzie w nich niczego na temat Azalii Sonusa. A nawet jeśli, to po co ma szukać?
Wędrowała powoli korytarzami Hogwartu, przyglądając się poszczególnym portretom. Zeskakiwała ze schodka na schodek, pokonując dwa piętra. Cichym krokiem weszła do biblioteki i zaczęła odkładać podręczniki na półki. Uwielbiała to miejsce. Zapach pergaminu delikatnie otulił jej nozdrza. Usiadła przy stoliku na drewnianym krześle i patrzyła przed siebie. Dziś po raz pierwszy od dłuższego czasu czuła się w pełni szczęśliwa. Doskonale wiedziała, dlaczego. Przez ten cały czas tak bardzo brakowało jej wsparcia Ginny. Długo była nawet na nią wściekła. Bo od czego ma się przyjaciół? Ale rudowłosa na szczęście pogodziła się z losem. Pomiędzy Hermioną i Draco była jakaś więź. Nie potrafiła jej nazwać, choć usilnie próbowała szukać określenia. Ciekawe, co on teraz robi. Zapewne chodzi po Hogsmeade z Goylem i Pansy. Sama myśl o tej dziewczynie przyprawiała ją o mdłości. A może spogląda ukradkiem na Wrzeszczącą Chatę i wspomina? Odtwarza w myślach obraz sytuacji, w której oni oboje grali główną rolę? Oparła brodę na dłoni, patrząc niezmiennie w jeden punkt. Dobrze wiedziała dlaczego utkwiła wzrok właśnie w tym miejscu. Przecież to tam Draco siedział w jej śnie. A i ona również siedziała dokładnie tu, gdzie teraz. Wciąż miała w głowie widok jego oczu, które ukradkiem spoglądały w jej stronę. Sen był tak realistyczny, że ciężko było go odróżnić od rzeczywistości. Jej myśli skupione były wciąż na jednej osobie. Z nim jest tylko jeden kłopot. Jest zbyt doskonały.
Zostanie tu jeszcze przez chwilę. Teraz nie mogła wyobrazić sobie lepszego miejsca na świecie. Słońce delikatnie przebijało się przez konary drzew, sięgając aż do biblioteki. W promieniach dostrzegała pyłki kurzu, które beztrosko dryfowały w powietrzu. Tak wspaniałe, tak wolne.
"Błyskotliwy!" - gwałtownie otworzyła oczy i pognała w kierunku wejścia do Pokoju Wspólnego. Przechadzając się po lochach, odeszła znacznie od wyznaczonego celu.
- Zimny diament - powiedziała, jednak drzwi ponownie nie otworzyły się.
"Zimny, twardy, błyskotliwy" - powtarzała uparcie w myślach.
- Twardy diament - oczekiwała z iskierką nadziei na potężny huk otwieranych drzwi. Ponownie się zawiodła. Nie ma innej możliwości.- Błyskotliwy diament - wyszeptała, będąc na skraju załamania. Początkowo nie stało się nic nadzwyczajnego, jednak po chwili drzwi otworzyły się z impetem, a Hermiona wślizgnęła się do pomieszczenia. Znała je. Dokładnie to miejsce widziała w swoim śnie na początku roku. Na tej samej kanapie siedziała z Draconem, a wokół nich utworzyła się niemała grupka ludzi. Podeszła niepewnym krokiem do kominka, z którego wydobywały się zielone płomienie. Zauważyła, że cegły wokół niego zdobione są dziwnymi detalami. Po chwili spostrzegła jednak, że owe detale znajdują się w całym Pokoju Wspólnym Slytherinu. Dotykała dłońmi wężowych ornamentów, które w sposób wręcz perfekcyjny oddawały klimat tego miejsca. Powoli podeszła do wielkiego okna, które na odległość przykuwało uwagę. Ozdobione potężnymi, zielonymi zasłonami, za swym obliczem ukazywało nic innego, jak jezioro. Wspaniałe, wielkie jezioro, które sprawiało wrażenie nieskończonego. Położyła dłoń na szybie i delikatnie przesunęła po niej palcem. Odwróciła się nagle; przecież nie po to tu przyszła. Zastanawiała się, w jaki sposób Salazar Slytherin mógł tu coś ukryć. W prawdzie Pokój Wspólny Ślizgonów był o wiele większy, niż Gryfonów, ale nie była sobie w stanie wyobrazić, żeby ktokolwiek mógł tu ukryć jakieś pomieszczenie. Bo przecież Dumbledore wspominał o pomieszczeniu. Rozglądała się badawczo, kiedy spostrzegła, że jej ciało zaczyna migotać, a jej skóra odzyskuje naturalną barwę. Zerwała się gwałtownie i wybiegła z Pokoju Wspólnego, by móc pozostać niezauważoną. Szata wlokła się za nią, jak gdyby wcale nie chciała opuszczać lochów. Przemierzała zimne korytarze, nie przyglądając im się zbytnio. Przecież prędzej czy później i tak tu wróci, nie ma innej możliwości. Gdy tylko zdążyła wydostać się z lochów, stanęła na chwilę, próbując złapać oddech. Jej głowa pochylona była w dół.
- Dlaczego nie jesteś w Hogsmeade, Granger? - zaskoczył ją czyjś przeraźliwie spokojny głos. Podniosła głowę do góry i poczuła, że jej nogi wrastają w ziemię.
- Musiałam zajrzeć do biblioteki, profesorze - odpowiedziała pospiesznie, nie patrząc Severusowi w oczy.
- To chyba nie po drodze - dodał, patrząc przenikliwie na uczennicę.
- Tak, tak, oczywiście, profesorze, ma pan rację - wydyszała zrezygnowana.
- Gryffindor traci przez ciebie dziesięć punktów, Granger - odrzekł oschle, po czym odwrócił się gwałtownie i odszedł, nie zadając więcej pytań. Gdy tylko koniec jego szaty zniknął za najbliższym zakrętem, Hermiona odetchnęła z ulgą. Wyjątkowe szczęście.
***
Gdy wróciła już do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, upadła ociężale na fotel przed kominkiem, uśmiechając się do siebie. W prawdzie nie znalazła jeszcze niczego i - jak zdążyła zauważyć - prędko tego nie znajdzie, ale czuła dumę. Odczytała wskazówkę, którą Dumbledore przekazał jej między wierszami, wślizgnęła się do Pokoju Wspólnego Slytherinu i zdobyła orientację. A udało jej się to w zaledwie pół godziny. Miała jeszcze dużo czasu do powrotu przyjaciół z Hogsmeade, poszła zatem do sypialni, zebrała z szafki wszystkie książki, które wzięła z biblioteki ostatnim razem i wyszła, by je oddać. Nie znajdzie w nich niczego na temat Azalii Sonusa. A nawet jeśli, to po co ma szukać?
Wędrowała powoli korytarzami Hogwartu, przyglądając się poszczególnym portretom. Zeskakiwała ze schodka na schodek, pokonując dwa piętra. Cichym krokiem weszła do biblioteki i zaczęła odkładać podręczniki na półki. Uwielbiała to miejsce. Zapach pergaminu delikatnie otulił jej nozdrza. Usiadła przy stoliku na drewnianym krześle i patrzyła przed siebie. Dziś po raz pierwszy od dłuższego czasu czuła się w pełni szczęśliwa. Doskonale wiedziała, dlaczego. Przez ten cały czas tak bardzo brakowało jej wsparcia Ginny. Długo była nawet na nią wściekła. Bo od czego ma się przyjaciół? Ale rudowłosa na szczęście pogodziła się z losem. Pomiędzy Hermioną i Draco była jakaś więź. Nie potrafiła jej nazwać, choć usilnie próbowała szukać określenia. Ciekawe, co on teraz robi. Zapewne chodzi po Hogsmeade z Goylem i Pansy. Sama myśl o tej dziewczynie przyprawiała ją o mdłości. A może spogląda ukradkiem na Wrzeszczącą Chatę i wspomina? Odtwarza w myślach obraz sytuacji, w której oni oboje grali główną rolę? Oparła brodę na dłoni, patrząc niezmiennie w jeden punkt. Dobrze wiedziała dlaczego utkwiła wzrok właśnie w tym miejscu. Przecież to tam Draco siedział w jej śnie. A i ona również siedziała dokładnie tu, gdzie teraz. Wciąż miała w głowie widok jego oczu, które ukradkiem spoglądały w jej stronę. Sen był tak realistyczny, że ciężko było go odróżnić od rzeczywistości. Jej myśli skupione były wciąż na jednej osobie. Z nim jest tylko jeden kłopot. Jest zbyt doskonały.
Zostanie tu jeszcze przez chwilę. Teraz nie mogła wyobrazić sobie lepszego miejsca na świecie. Słońce delikatnie przebijało się przez konary drzew, sięgając aż do biblioteki. W promieniach dostrzegała pyłki kurzu, które beztrosko dryfowały w powietrzu. Tak wspaniałe, tak wolne.
***
Teraz pokój wspólny nie był już tak magiczny jak poprzednio. Wszyscy wrócili z Hogsmeade, a pomieszczenie na nowo wypełniła masa podekscytowanych głosów.
- Przynieśliśmy ci trochę słodyczy z Miodowego Królestwa - rzekł Ron, rozpakowując wielki worek słodkości.
- To bardzo miłe z Waszej strony! - odpowiedziała ucieszona Hermiona, łapiąc wielką paczkę żelek.
- Tobie też należy się coś od życia - uśmiechnął się zawadiacko, a na jego ramieniu wylądowała poduszka, którą to Hermiona celnie wymierzyła cios.
- No nie, tak nam się odwdzięczasz? - dodał Ron smętnym tonem, masując "bolące" miejsce.
Siedzieli we trójkę, a w całym Pokoju Wspólnym roznosił się echem ich niefrasobliwy śmiech. Kochała ich. Szczerze, z głębi serca. Jak braci. To prawda - czasami miała ich dość, dokładnie tak, jak oni jej. Ale są przyjaciółmi. Osobno nikt nie jest wart tyle, co ich trójka razem wzięta.
Kiedy emocje ustały, a wszystkich dopadły sidła rzeczywistości, uczniowie wyjęli z toreb pióra i pergaminy. Hermiona miała zrobić referat na eliksiry: Właściwości i zastosowanie veritaserum.
Co minutę przerywała gorączkowe pisanie i z niesmakiem patrzyła na prace Rona i Harry'ego. Podczas gdy ona była już w połowie pracy, chłopcy męczyli się ze wstępem. Próbowali coś napisać, ale z tego, co udało jej się zauważyć, praktycznie wszystkie informacje były błędne.
- Idźcie już spać. Dobrze Wam to zrobi po całym dniu wędrówki - rzuciła z miłym uśmiechem.
- No coś Ty, musimy skończyć ten głupi referat - odrzekł Ron, z trudem utrzymując otwarte powieki.
- Powiedzmy, że jutro Wam pomogę - Hermiona oczywiście miała w tym swój cel. Zbliżała się 22:30, a w Pokoju Wspólnym zostali już tylko oni.
- Jesteś najwspanialszą dziewczyną, jaką znam! - krzyknął ucieszony Harry, a ona uśmiechnęła się życzliwie, sprzątając ze stolika pergaminy i pióra.
- Dziękuję, Harry - odpowiedziała, podając mu jego przyrządy. - Ron, nie zapomniałeś czegoś? - dodała, widząc, że Ron zmierza już w kierunku sypialni. Odwrócił się na pięcie i zobaczył Hermionę, trzymającą w ręku jego pergamin. W tej chwili bardzo przypominała mu matkę...
- Jesteś najlepsza - rzucił krótko w jej stronę, odbierając papier. - Dobranoc!
- Dobranoc, chłopcy, do zobaczenia jutro! - odkrzyknęła. Poczekała, aż chłopcy znikną na szycie schodów do dormitorium i opadła wygodnie na fotel. Nie mogła się doczekać kolejnego spotkania z Draconem.
- To bardzo miłe z Waszej strony! - odpowiedziała ucieszona Hermiona, łapiąc wielką paczkę żelek.
- Tobie też należy się coś od życia - uśmiechnął się zawadiacko, a na jego ramieniu wylądowała poduszka, którą to Hermiona celnie wymierzyła cios.
- No nie, tak nam się odwdzięczasz? - dodał Ron smętnym tonem, masując "bolące" miejsce.
Siedzieli we trójkę, a w całym Pokoju Wspólnym roznosił się echem ich niefrasobliwy śmiech. Kochała ich. Szczerze, z głębi serca. Jak braci. To prawda - czasami miała ich dość, dokładnie tak, jak oni jej. Ale są przyjaciółmi. Osobno nikt nie jest wart tyle, co ich trójka razem wzięta.
Kiedy emocje ustały, a wszystkich dopadły sidła rzeczywistości, uczniowie wyjęli z toreb pióra i pergaminy. Hermiona miała zrobić referat na eliksiry: Właściwości i zastosowanie veritaserum.
Co minutę przerywała gorączkowe pisanie i z niesmakiem patrzyła na prace Rona i Harry'ego. Podczas gdy ona była już w połowie pracy, chłopcy męczyli się ze wstępem. Próbowali coś napisać, ale z tego, co udało jej się zauważyć, praktycznie wszystkie informacje były błędne.
- Idźcie już spać. Dobrze Wam to zrobi po całym dniu wędrówki - rzuciła z miłym uśmiechem.
- No coś Ty, musimy skończyć ten głupi referat - odrzekł Ron, z trudem utrzymując otwarte powieki.
- Powiedzmy, że jutro Wam pomogę - Hermiona oczywiście miała w tym swój cel. Zbliżała się 22:30, a w Pokoju Wspólnym zostali już tylko oni.
- Jesteś najwspanialszą dziewczyną, jaką znam! - krzyknął ucieszony Harry, a ona uśmiechnęła się życzliwie, sprzątając ze stolika pergaminy i pióra.
- Dziękuję, Harry - odpowiedziała, podając mu jego przyrządy. - Ron, nie zapomniałeś czegoś? - dodała, widząc, że Ron zmierza już w kierunku sypialni. Odwrócił się na pięcie i zobaczył Hermionę, trzymającą w ręku jego pergamin. W tej chwili bardzo przypominała mu matkę...
- Jesteś najlepsza - rzucił krótko w jej stronę, odbierając papier. - Dobranoc!
- Dobranoc, chłopcy, do zobaczenia jutro! - odkrzyknęła. Poczekała, aż chłopcy znikną na szycie schodów do dormitorium i opadła wygodnie na fotel. Nie mogła się doczekać kolejnego spotkania z Draconem.
***
Kiedy weszła do sowiarni, Malfoya jeszcze tam nie było. Stanęła zatem obok okna, przyglądając się jasnym światełkom, które wesoło mrugały do niej z nieba. Księżyc subtelnie odbijał się od jej twarzy, a jej włosy w tym świetle przybrały barwę złota.
- Jestem - wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do jego obecności, bliskości.
- Nareszcie - rzuciła szybko, po czym stwierdziła, że powinna była ugryźć się w język. Nie musiał wiedzieć, że go wyczekiwała.
Podszedł do niej i delikatnie musnął ustami jej policzek. Zadrżała. Uwielbiała jego dotyk. Tak delikatny, ostrożny, czuły. Na kilka sekund przymknęła oczy, po czym uśmiechnęła się łagodnie.
- Potrzebuję Twojej pomocy.
- Wiem. Powiedz tylko, o co chodzi - odpowiedział, a jego twarz przybrała radosny wyraz.
- Chodzi o to, że muszę odnaleźć pewną rzecz w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Rzecz, albo pomieszczenie...
- Jaką rzecz? - zapytał pospiesznie, marszcząc lekko brwi.
- No właśnie problem w tym, że nie wiem... - rzekła spłoszonym głosem. Draco spojrzał na nią jeszcze bardziej przenikliwie, a na jego twarzy wymalowała się maska zagubienia.
Hermiona wyjaśniła mu wszystko bardzo dokładnie, wciąż patrząc mu w oczy. Słuchał jej, nie gubiąc ani jednego słowa. Opowiedziała mu cały plan, krok po kroku, niczego nie pomijając. Kiedy wreszcie skończyła, wyraz twarzy Draco nie zmienił się. Wciąż pozostawał zamyślony, jakby nieobecny. Patrzyła na niego wzrokiem pełnym zrezygnowania. W głębi duszy spodziewała się tego, że Draco jej nie pomoże. Nie potrafiła już dłużej trwać w nieznośnej ciszy.
- Draco? - zapytała szeptem. On natomiast spojrzał na nią, powoli poruszając głową. - Draco, powiedz coś wreszcie! - wybuchnęła. Nie była w stanie wytrzymać presji, którą wywoływała w niej niepewność.
- Pomogę ci - usłyszała nagle z jego ust słowa pełne troski i zrozumienia. Analizowała to zdanie w myślach kilkakrotnie, zanim naprawdę dotarło do niej, co powiedział. Nie zastanawiając się długo, spojrzała mu w oczy, uśmiechnęła się szeroko i przytuliła go, a on odwzajemnił uścisk. Trwali tak przez chwilę, nie mając przed sobą tajemnic. Stanowili jedność.
Na twarzy Draco nagle odbiły się płomienie. Ogłuszył ich potworny huk. Hermiona odwróciła się gwałtownie w stronę okna. Cała wolna przestrzeń otaczająca mury Hogwartu płonęła teraz żywym ogniem. Patrzyli przez chwilę przed siebie, nie mogąc zrozumieć, co się stało.
- Pamiętasz list mojego ojca? - rzekł nagle Draco.
- Ale co to ma...
- Dementorzy przeszli na stronę Czarnego Pana. Znów atakują. - Złapał ją za rękę i pociągnął z całej siły za sobą. Ich twarze przybrały teraz maski przerażenia. Biegli bardzo szybko. Hermiona usiłowała analizować to, co się dzieje, ale nie była w stanie zebrać wszystkich myśli do kupy. Bała się. Bała się tak, jak jeszcze nigdy w życiu. I bynajmniej nie o siebie.
Upadła.
Draco podniósł ją szybkim ruchem, ponownie ujął jej dłoń w swoją i biegł, ile sił w nogach. Brnęli przez noc, nie patrząc na przeszkody. Otoczyła ich ciemna aura tajemnicy, przed którą starali się uciec. Na ich twarzach wyraźnie odbijały się płomienie ognia. Gdy wreszcie dotarli pod drzwi frontowe zamku, oczy wszystkich uczniów, hipnotyzowane pierwotnie ogniem, skierowały się w ich stronę. Nie obchodziło ich to.
Przez chwilę stali przed szeregiem, patrząc beznamiętnie w pomarańczowo-czerwone wstęgi piekieł. Ich szklane oczy spotkały się mimowolnie, dłonie ścisnęły się mocniej.
I puściły.
Każde z nich pobiegło w swoją stronę.
Draco po chwili zniknął gdzieś w tłumie Ślizgonów, a Hermiona wypłakiwała się w ramię Harry'ego. Niektórzy uczniowie, najwyraźniej wyrwani z łóżek, stali przed zamkiem w piżamach, myśląc wyłącznie o tym, co dzieje się teraz wokół nich. Widok ukochanego miejsca w takim stanie może przeciążyć każdego.
Co teraz będzie?
CDN.
- Jestem - wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić do jego obecności, bliskości.
- Nareszcie - rzuciła szybko, po czym stwierdziła, że powinna była ugryźć się w język. Nie musiał wiedzieć, że go wyczekiwała.
Podszedł do niej i delikatnie musnął ustami jej policzek. Zadrżała. Uwielbiała jego dotyk. Tak delikatny, ostrożny, czuły. Na kilka sekund przymknęła oczy, po czym uśmiechnęła się łagodnie.
- Potrzebuję Twojej pomocy.
- Wiem. Powiedz tylko, o co chodzi - odpowiedział, a jego twarz przybrała radosny wyraz.
- Chodzi o to, że muszę odnaleźć pewną rzecz w Pokoju Wspólnym Ślizgonów. Rzecz, albo pomieszczenie...
- Jaką rzecz? - zapytał pospiesznie, marszcząc lekko brwi.
- No właśnie problem w tym, że nie wiem... - rzekła spłoszonym głosem. Draco spojrzał na nią jeszcze bardziej przenikliwie, a na jego twarzy wymalowała się maska zagubienia.
Hermiona wyjaśniła mu wszystko bardzo dokładnie, wciąż patrząc mu w oczy. Słuchał jej, nie gubiąc ani jednego słowa. Opowiedziała mu cały plan, krok po kroku, niczego nie pomijając. Kiedy wreszcie skończyła, wyraz twarzy Draco nie zmienił się. Wciąż pozostawał zamyślony, jakby nieobecny. Patrzyła na niego wzrokiem pełnym zrezygnowania. W głębi duszy spodziewała się tego, że Draco jej nie pomoże. Nie potrafiła już dłużej trwać w nieznośnej ciszy.
- Draco? - zapytała szeptem. On natomiast spojrzał na nią, powoli poruszając głową. - Draco, powiedz coś wreszcie! - wybuchnęła. Nie była w stanie wytrzymać presji, którą wywoływała w niej niepewność.
- Pomogę ci - usłyszała nagle z jego ust słowa pełne troski i zrozumienia. Analizowała to zdanie w myślach kilkakrotnie, zanim naprawdę dotarło do niej, co powiedział. Nie zastanawiając się długo, spojrzała mu w oczy, uśmiechnęła się szeroko i przytuliła go, a on odwzajemnił uścisk. Trwali tak przez chwilę, nie mając przed sobą tajemnic. Stanowili jedność.
Na twarzy Draco nagle odbiły się płomienie. Ogłuszył ich potworny huk. Hermiona odwróciła się gwałtownie w stronę okna. Cała wolna przestrzeń otaczająca mury Hogwartu płonęła teraz żywym ogniem. Patrzyli przez chwilę przed siebie, nie mogąc zrozumieć, co się stało.
- Pamiętasz list mojego ojca? - rzekł nagle Draco.
- Ale co to ma...
- Dementorzy przeszli na stronę Czarnego Pana. Znów atakują. - Złapał ją za rękę i pociągnął z całej siły za sobą. Ich twarze przybrały teraz maski przerażenia. Biegli bardzo szybko. Hermiona usiłowała analizować to, co się dzieje, ale nie była w stanie zebrać wszystkich myśli do kupy. Bała się. Bała się tak, jak jeszcze nigdy w życiu. I bynajmniej nie o siebie.
Upadła.
Draco podniósł ją szybkim ruchem, ponownie ujął jej dłoń w swoją i biegł, ile sił w nogach. Brnęli przez noc, nie patrząc na przeszkody. Otoczyła ich ciemna aura tajemnicy, przed którą starali się uciec. Na ich twarzach wyraźnie odbijały się płomienie ognia. Gdy wreszcie dotarli pod drzwi frontowe zamku, oczy wszystkich uczniów, hipnotyzowane pierwotnie ogniem, skierowały się w ich stronę. Nie obchodziło ich to.
Przez chwilę stali przed szeregiem, patrząc beznamiętnie w pomarańczowo-czerwone wstęgi piekieł. Ich szklane oczy spotkały się mimowolnie, dłonie ścisnęły się mocniej.
I puściły.
Każde z nich pobiegło w swoją stronę.
Draco po chwili zniknął gdzieś w tłumie Ślizgonów, a Hermiona wypłakiwała się w ramię Harry'ego. Niektórzy uczniowie, najwyraźniej wyrwani z łóżek, stali przed zamkiem w piżamach, myśląc wyłącznie o tym, co dzieje się teraz wokół nich. Widok ukochanego miejsca w takim stanie może przeciążyć każdego.
Co teraz będzie?
CDN.
____________________
Dla Arlandrii i Severusa
____________________
No, a tak odbiegając od magicznego klimatu, informuję, że zmieniłam w dość znaczący sposób menu :) w podstronach znajdziecie więcej informacji, niż dotychczas.
No wspaniałe no! Rewelacyjnie to wszystko rozpisałaś, a akcja w sowiarni( tak wiedziałam o niej i dlatego najbardziej się jej oboawiałam) wyszła genialnie. Zdolna skorupka ;**
OdpowiedzUsuńżółw Arlandria z ///brilliant-avenue.blogspot.com
Dotychczas każdą nowa notką przebijałaś poprzednią, ale nie tym razem. Okey, jest na prawde dobra, lecz nie tak rewelacyjna jak wczesniej.
OdpowiedzUsuńMasz duży plus za cyt. Kinga i znowu fajny tok rozumowania Hermiony =)
Ale np taki zwrot "Otoczyła ich ciemna aura tajemnicy, przed którą starali się uciec." wydaje mi sie mocno przesadzony. Podobało mi się jak piszesz, a to mnie jakos zniechęciło.
Jeśli się nie zgadzacie - trudno, ale to jest moje zdanie. Nie chce nikogo urazic. Czekam na ciąg dalszy;)
`Jack
Gratuluję pomysłów oby ich więcej
OdpowiedzUsuńA więc po kolei: podoba mi się, jak opisujesz rozterki Hermiony, są bardzo realistyczne. Wszystkie przemyślenia wyszły naprawdę pierwszorzędnie. Scena w sowiarni najbardziej mi się podobała - pewnie dlatego, że był tam Draco. No i ta emocjonująca końcówka, naprawdę, kawał dobrej roboty :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
PS: Dziękuję za informowanie, ale na przyszłość prosiłabym, żeby nie robić tego pod najnowszym postem, tylko w podstronie "Spamownik". Dzięki temu unikam na blogu bałaganu i wszystko, co do przeczytania, mam w jednym miejscu :)
Yey, dziękuję <3!
OdpowiedzUsuńRozdział jest po prostu magiczny. Cieszę się, że Ginny rozumie Hermionę, tak właśnie jak prawdziwa przyjaciółka. Z tych emocji pod koniec wstrzymałam oddech. Ciekawe, czy Dumbledore coś zrobi. Ah, no i mój Sev miał swój epizod <3
KOCHAM CIĘ ♥
OdpowiedzUsuńKiki . ;d
jesteś genialna!
OdpowiedzUsuńDraco i Herma pasują do siebie jak Kaczka i Kaczor.
OdpowiedzUsuńdziób w dziób
Jak zwykle dobrze się czyta jak piszesz, opisujesz to wszystko, emocje i uczucia. Lubię to.
OdpowiedzUsuńRozdział mógł być nieco dłuższy, ale no cóż, pozostaje czekać XD
Dopiero zaczęłam czytać Twojego bloga, ale bardzo podobają mi się rozdziały, Twój sposób pisania i te wszystkie rozdziały przeczytałam w bardzo krótkim czasie :) Czekam na więcej ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie czytało się ten rozdział w połączeniu z muzyką, którą dodałaś.
OdpowiedzUsuńJak zwykle, nie będę oryginalna - jestem zachwycona!
Z niecierpliwością czekam na każdy kolejny wpis.
~ K.
jak zawsze świetnie!
OdpowiedzUsuńŻ.
Ty tam wiesz, że mi się podoba!
OdpowiedzUsuń(siczku)
cytuję : "Ich szklane oczy spotkały się mimowolnie, dłonie ścisnęły się mocniej.
OdpowiedzUsuńI puściły."
Jeden z najpiękniejszych fragmentów jaki kiedykolwiek mogłam przeczytać, kłębiący w sobie chyba wszystkie możliwe emocje. Jestem zachwycona, coraz bardziej, mocniej, jestem pod wrażeniem i jestem totalnie wzruszona całym obrazem tej notki. Oni jako jedność kiedy cały świat w okół się wali.
No jestem zaskoczona. Naczytałam się tylu beznadziejnych blogów o Dramione, ale ten jest naprawdę niesamowity. Chociaż nie przepadam za tym parringiem, ale dzięki temu blogowi chyba zmienię zdanie. Uwielbiam czytać o emocjach i bardzo lubię zwracać uwagę na szczegóły. Ten blog ma to co coś. Rozpiszę się raz, a dobrze. Słownictwo masz niesamowite. Styl pisania. Oczy same biegają za tekstem pochłaniając wszystko. BOŻE. Pewnie się już tego nasłuchałaś, ale jesteś genialna. Pisz dalej. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział! Uwielbiam czytać twojego bloga :D
OdpowiedzUsuńTwoje Dramione jest niestamowite, zdecydowanie jedno z moich ulubionych! :D Nie mogę doczekać się już kolejnej notki. Mam nadzieje, że szybko się pojawi. A, jeszcze jedno. Akcja w sowiarni była naprawdę GE-NIAL-NA, wyrazy uznania :)
OdpowiedzUsuńWeny życzę, Rommie.
Nikdy jakoś za Dramione nie przepadalam ale twoja opowieść jest po prostu niesamowita i jak sie nie moge pogodzić z niektorymi nowymi cechami bohaterów jak np. ze Draco Malfoy mogl by wyplakiwac na ramieniu Hermionie Granger i ze Dumbledore chcialby kiedykolwiek przedluzyć zycie. Ale twoje akcie sa genialne i nie juz nie moge doczekać sie nastepnej notki;)
OdpowiedzUsuńCoraline♥
na http://wszechstronni.blogspot.com/ pojawiła się ocena twojego bloga. Zapraszam do zapoznania się z opinią!
OdpowiedzUsuńjesteś niesamowita! nie sądziłam, że ten paring można jeszcze tak oryginalnie i ciekawie przedstawić
OdpowiedzUsuńKiedy następna notka? Niby zwykły blog a ma w sobie tyle emocji nic tylko POGRATULOWAĆ
OdpowiedzUsuń~V
Kocham twojego bloga. Świetnie piszesz.
OdpowiedzUsuńZajmuje sie pisaniem FF ale Igrzysk Śmierci. Jesli masz ochotę to sprawdź.
www.clovehungergames.blogspot.com
www.spiewkosoglosa.blogspot.com
Mam pytanie kiedy następna notka?
Świetny blogspot . Naprawdę świetnie piszesz. :) Zapraszam do mnie na www.samotnewieczory.blogspot.com
OdpowiedzUsuńOpowiedanie oczywiscie świetne :D
OdpowiedzUsuńAle KIEDY następna notka???
~Tynka
G E N I A L N E!
OdpowiedzUsuńCo mi się rzuciło w oczy?
OdpowiedzUsuńSeverus - wzorcowy. -10 za przebywanie w lochach? Tylko u Snape'a. Ginny - wspaniała. Niezwykle wyrozumiała. I Draco... Zgubiony chłopak ukrywający się pod maską "twardziela", potrzebujący po prostu osoby, która go zaakceptuje. Często szyderczy, czasem czuły, delikatny i troskliwy, po prostu szukający siebie. Idealnie opisany, uwielbiam go <3
Nie bez powodu słodząca
Vee
popracuj nad prawdą... kiedy Harry był przedstawicielem Gryfonów w Quidichu nie było już bliźniaków.. wtedy była taka laska.. a Ginnny weszła po nich do drużyny. Herma miała inne usposobienie a Doumbledore nie policiłby jej samej zadania. kiedy Malfoy został śmierciożercą bliźniaków w szkole nie bylo... pod wplywem milosci Hermiona najpredzej by rozwinela nowe umiejetnosci...
OdpowiedzUsuńale przecież to FANFICTION.
Usuńu mnie nic nie musi być dokładnie tak, jak w książce.
błagam Cię, nie zabierałabym się za pisanie opowiadania, nie mając podstawowej wiedzy o książce, nie rób ze mnie kretynki...
ale się dzieje!
OdpowiedzUsuńto jest genialne!!! + często używasz słowa MASKA
OdpowiedzUsuń